--- 11 grudnia ---
Po tygodniu mojej nieobecności, pierwszej tak długiej rozłące w
naszym wspólnym 2,5 - letnim życiu moje dziecko dość powściągliwie
ucieszyło się z mojego przyjazdu.
Obwąchało niczym pies jeża
(wolałabym wersję dzika w żołędziach), obchodziło wokół jak orbitująca
wokół Słońca Ziemia, w końcu dotknęło mnie i podejrzliwie skonstatowało:
"Mamy nie ma, mama jest". I tak zostałam Mamą od teleportacyjnych
czarów.
Kiedy w końcu przekonała się, że nie jestem hologramem, zaczęła opowiadać mi historię minionego tygodnia w skrócie.
Miałam wrażenie, że mi ktoś to dziecko podmienił na starsze,
ewentualnie zamiast bajek tata włączał jej jakieś zakazane programy, bo
tego się nie spodziewałam...
- I znowu to samo! Tata krzyczy!
(proszę nie nadinterpretować)
- Czekaj tu na mnie, cos mi przyszlo do glowy
(do tej pory nie wiem co jej przyszlo do glowy)
- No mama! Tak się tańczy!
(na ten kurs tańca to o jakieś 3 dni za późno;-)
- Teraz już Mimi moze isc spac
(powiedziała wyłączając telewizor i światło i przytulając się do mnie).
Cóż, czasem rozstania jednak dobrze robią...
--------
Edit: "Ej tata, co Ty gadasz? Tak się nie mowi"
(Ojcu tez sie dostało, i dobrze)