sobota, 31 października 2015

--- Kałka ma kopkę ---

Etap dynamicznej nauki nowych słów w toku. I to jest fajne. I zabawne bardzo to słowotwórstwo jest.

Co prawda Niunia jeszcze czasowniki wyraża niewerbalnie (tak tak, ten słynny krzyk kiedy czegoś nie chce... i kiedy coś bardzo chce.... i kiedy nie wie czy chce, czy nie chce...), ale nauka rzeczowników to już level hard. I co najważniejsze, nawet logika w tym jest.

Na przykład dziś od rana klecimy z pomocą mamy (brawo ja) dialogi:
Ja (J): Mimi, kto to?
Mimi (M): To to?
J: To małpka, tak?
M: Tak
J: A jak robi małpka?
M: Kałka

J: Mimi, przynieś piłkę
M (przynosząc): Kopka   
(Piłka jest od kopania, no to kopka przecież, jasne!)

J: Mimi, gdzie jest tata?
M: Tu
J: A gdzie mama?
M (pokazując na siebie): Mama 

J: Mimi, a jak robi owieczka?
M: Beee....
J: A kotek? 
M: Mauuuu
J: A powiedz "kotek"
M: Mauuu
J: A jak robi lew?
M (złowrogo): Rauuuuu!!!

No brawo Mimi! 

(Mimi w tle: "Bawoooo!!!")

Kurtyna.


poniedziałek, 12 października 2015

--- Why I don't like Mondays ----

Nie lubię poniedziałków.

Jestem pewna, że gdyby Mimi umiała mówić pełnymi zdaniami, byłyby to jej pierwsze słowa w każdy poniedziałek o 6.00 rano...
i wtorek...
i środę......
i czwartek.....
i piątek........
i sobotę............
i niedzielę..............

Jedni mówią, że nie ma czegoś takiego jak bunt dwulatka. Inni- że jest, i że zaczyna się dużo wcześniej niż 24. miesiąc życia.

Cóż, chyba właśnie w poniedziałki rano, w 17. miesiącu życia go doświadczamy. 

Buty NIE!
Kurtka NIE!
Czapka NIE NIE NIE!
Szalik NIE!
Pluszak TAK!
Rękawiczki NIE!
Wytarcie nosa NIE!

(... to co się dzieje w międzyczasie pominę chwilą milczenia...)

Schodzenie po schodach na własnych nogach NIE!
Siedzenie na przystanku NIE!
Siedzenie w autobusie NIE!
Czapka NIE!
Siedzenie całą drogę u rękach mamy TAK TAK TAK!
Zrywanie niejadalnych kuleczek z krzewów TAK!
Czapka NIE!

Buziak dla mamy przy wejściu na salę w żłobku NIE!

No sorry, ale szaleństwa w pakiecie z dzieckiem nie kupowałam. Chyba jakiś dowcipniś dorzucił mi to z siwizną i nieprzespanymi nocami gratis. 

Pani dozorczyni mówiła żeby się tak bardzo nie przejmować tym co sąsiedzi myślą jak Młoda się awanturuje w poniedziałki rano.... 
....we wtorki, środy, czwartki, piątki, soboty i niedziele też.

W pracy odpalam maila. 50 wiadomości typu spam. 
Proponują mi implanty, pytają czy potrzebuję gotówki i obiecują, że zdradzą tajemnicę jak ukraść pierwszy milion. A dziś, TYLKO DZIŚ ręczniki frotte 170 g gratis do zakupu suszarki do butów za tysiącpićsetstodziwićset. A w przyszłym tygodniu dni otwarte w salonie luksusowego Lexusa i mogę sobie pojeździć próbnie za free a potem dostać rabat. 

Cóż, nic tylko tylko żyć za grubą kasę w grubym frotte i nie nie umierać ;-)

Nie lubię poniedziałków.



piątek, 9 października 2015

--- Filozoficzne pułapki dnia codziennego ---


Urlop kończy się wraz z końcem urlopu. 
Macierzyństwo nie kończy się wraz z końcem urlopu macierzyńskiego.

Ostatnio naszły mnie dogłębnie filozoficzne refleksje prowadzące do niezaprzeczalnych konstatacji żywota mojego. 
Naszły mnie gdzieś pomiędzy nocnymi awanturami Mimi (3. w nocy = diabelska pora, zapisać, zapamiętać!), a menadżowaniem czelendżów na kolejny dzień zawodowego życia tejże nocy. Naszły i puścić nie chcą. Pani premiero, jak żyć z takim nadbagażem w głowie?

No ale do rzeczy. Trudne to macierzyństwo jest. Trudne, bo musisz właściwie tego małego człowieczka nauczyć całego życia. 

Pokonywania leveli w drabinie żywienia (wersja advanced: sos z kawałkami brokułów na tagliatelle szpinakowym z mięsem, zjedzone widelcem, bez śliniaka i upierdzielenia ścian, podłóg i rodziców wokół). 
Raczkowania, chodzenia, i biegania (oookej, wcale nie chcesz dziecka uczyć biegania, ale z rozzzpęęędu tak już bywa, że się nagle uczy i już).   
Mówienia. Zaczynamy od słodkiego "mama", "tata", "baba", a potem marzymy, żeby zatrzymać słowotok. 
Pisania, rysowania, bla, bla, bla...
A PRZEDE WSZYSTKIM mądrości i odróżniania DOBRA OD ZŁA.

Tylko jak to zrobić, kiedy samemu się nie jest pewnym? 
Bo na przykład... bułka pszenna to samo zuo. 
Ale kiedy nie ma nagle nic innego na standby w trasie, to dobra buła nie jest zła.

Przechodzenie przez pasy na jezdni, przy zielonym świetle dla przechodniów, jest dobre. Ale gdy nie ma pasów na małych jezdniach osiedlowych dróg w drodze do żłóbka, to co, przefrunąć?

A dlaczego niebo jest niebieskie, a kosmita to nie to samo co kosmonauta? A jak kameleon będzie na przezroczystym podłożu to jaki będzie? A czym się różni koko-gołąb od koko-kury? A co to jest "ja"?

A czy jak N. mi zabrał zabawkę, a ja mu ją siłą odbiorę, to jest dobrze czy źle? 

Kryzysy filozoficzno-przyszłościowo-wychowawcze dopadają mnie ostatnio często. Mimi świetnie naśladuje ludzi wokół. Coraz trudniej ukryć przed nią drobne grzeszki, coraz bardziej trzeba się pilnować ze słowami, gestami, zachowaniami. 

Czy będę dobrą, mądrą matką? Ja, notorycznie niewyspana, wszystkogubiąca, okarciemiejskiejzapominająca, wszystkimsięfrustrująca? Czy moje dziecko pewnego dnia przyjdzie do mnie i powie: "Mamuś, jestem dumna z Ciebie"? 





czwartek, 1 października 2015

--- Nie jestem z tytanu ---

"Bo ostatnio nie jestem w ogóle z pastelowo-radosnej bajeczki, jestem z macierzyńskiego Guantanamo, po czterech albo pięciu godzinach przerywanego snu na dobę, z tego trudno jest klecić takie historyjki, które nie trąciłyby męczeństwem." (Projekt Matka).

TAK! Moja ukochana ostatnimi czasy książka sypie cytatami na każdy dzień. I każdą noc.

(Tja, wiem, że zaraz odezwą się Matki Polki Wielodzietne grzmiąc: CO TY WIESZ O BYCIU MATKĄ I NIEPRZESPANYCH NOCACH?!

Ekhm, no chyba po 16 miesiącach bez normalnej nocy coś już wiem. Może mam tylko jedno dziecko, ale diabelsko usposobione. No i jakby nazwa blog osobisty wskazuje na to, że jest to blog, ekhm, osobisty, a nie o innych matkach i dzieciach więc, ekhm, mogę sobie jęczeć i marudzić z dowolnego powodu. Ha!)

Wczorajszo-dzisiejsza noc zaskoczyła  mnie kolejnymi umiejętnościami mojego dziecka. To, że umie chodzić w ciemności już wiedziałam. To, że zna przeznaczenie miejsca zwanego kuchnią, też. Ale do tej pory nie korelowałam tych dwóch umiejętności między 00:48, a 2:58.  

Po raz n-tej pobudki tej nocy Niunia zeszła z łóżka. Nie, nie zatrzymywałam jej. O pierwszej w nocy było mi naprawdę obojętne, gdzie pójdzie. W zasadzie to zwykle szła podenerwować tatę, więc tym bardziej mi to o pierwszej w nocy zwisało jak róg prześcieradła z potarganego wichrem pobudek łóżka. 

Ale moje dziecko ma niebywały dar zaskakiwania mnie. 

Nie, to nie był sen. O pierwszej w nocy podniosłam stare gnaty z łóżka idąc za eterycznym głosem skandującym "ma ma ma ma ma",  niczym nieprzytomne orki wodzące o 9:05 rano w mordorowych ołpenspejsach za oparami kawy. 

Ja naprawdę musiałam dać jej tę bagietkę o pierwszej w nocy. Naprawdę tu i teraz, bagietka musi być, inaczej policja, straż miejsca, MOPS-y i wkurzeni sąsiedzi daliby mi popalić. I tak prawie do trzeciej w nocy późna kolacja popijana zdrową wodą miała swoje miejsce. 

W gruncie rzeczy to moje dziecko jest całkiem mądre. Rozumie wiele próśb i poleceń. Segreguje śmieci, mówi kilka słów, kulturalnie żegna się słowami "pa pa" wychodząc z dowolnego miejsca (nawet nasze puste mieszkanie wychodząc do żłobka), mówi "bawo" i klaszcze w ręce kiedy coś jej się uda zrobić. Rozdaje buziaki, głaszcze mamę po plastrach na skaleczonej nodze, je widelcem i łyżką... 

Tylko tego "Jest noc, teraz śpij" jakoś zrozumieć nie umie.