Ja jestem z tych matek, które nie mogły się doczekać innych form komunikacji ze strony mojego dziecka niż "łaaaaaa" poprzedzone "łaaaaaaa" i nie zapominając o "łaaa łaaaa łaaaaaa".
Moje dziecko dorasta i komunikuje się coraz bardziej precyzyjnie i dosadnie.
Oczywiście, trochę żal mi tych czasów, kiedy mogłam ją ubrać w to co JA sobie wymyśliłam, dać w ramach BLW potrawy, które z troską i miłością przygotowywałam pół dnia czy położyć ją na chwilę żeby się zajęła sobą i pozwolić sobie na pomalowanie paznokci... a nie, tego to ja nie doświadczyłam :/
Enyłej, bywa wesoło.
Aktualnie na tapecie jest "kupi", "boi" i "cem!".
W bloku reklamowym (tak, pozwalam dziecku oglądać TV) różne superprodukty kuszą kolorami, dźwiękami i obietnicami. I tak sobie wspólnie oglądamy te szklane domy nowoczesnego marketingu, a Mimi zachwyca się kolejnymi wytworami konsumpcjonizmu:
- Mimi ce to!
(krzyczy pokazując na jakiegoś leosia czy kubusia)
- Mhm
(konstatuję)
- Mama kupi Mimi to
- Eeee....?
(zabijam elokwencją)
Chwila później, podczas reklamy samochodu, na który nigdy nie będzie nas stać.
- Mimi ce auto. Tata kupi Mimi auto!
(to ja już wolę tego kubusia ;-)
Dziś rano leje jak z cebra, naturalnym wydaje się chęć założenia nieprzemakalnej kurtki. Naturalnym, według logiki dorosłego który trochę już życia w deszczu przeszedł.
-Mimi, pada deszcz, zakładamy kurteczkę
(pozwalam sobie zakomunikować ten niemalże paradygmat na pewniaka)
- Nie, ja cem bluzę!
(ton głosu wprawił mnie w poniedziałkowe osłupienie, moje dziecko na mnie krzyczy?)
- Mimi, w bluzie zmokniesz, zakładamy kurteczkę
(kontynuuję negocjacje)
- NIE! Mimi ce bluzę!!!!
(odpowiada mi stanowczo dziecko zakładając ręce na piersi i robiąc groźną minę w stylu "nie odpuszczę matka, nie łudź się")
Chcesz wiedzieć, czy matka skapitulowała? Przeczytaj kolejny odcinek tego mrożącego krew w żyłach thrillera...