Zdaje się, że nauka chodzenia zbliża się wielkimi krokami.
Właśnie wychodzimy z okienka rozwojowego. Standardowo, po tym ciężkim okresie z dnia na dzień moje dziecko nie przestaje mnie zaskakiwać.
Co więcej, zaczyna zaskakiwać nawet... sprzęty w domu.
Na przykład takie krzesło w kuchni. Stoi sobie takie krzesło, nikomu nie wadzi wydawać by się mogło a tu.... Młoda wstaje obok, napina się i przemeblowanie mi robi w kuchni. Raz, dwa, trzy kroki i nagle uświadamia sobie, że jest sama z tym krzesłem nieszczęsnym w przestrzeni salonu i nie ma gdzie i jak zrobić zwrotu.
Albo takie maszerowanie przy łóżku. Wczoraj stanęła przy wersalce. Standard. Ja siedziałam jakieś 1,5 metra dalej. Więc Niunia krok raz, krok dwa, krok trzy w moim kierunku. No i ładnie pięknie, ale zapomniała, że żeby iść dalej, trzeba się trzymać. Wyciągnęła rączki ku mnie i.... I trzeba było łezki ocierać, bo dupka zabolała jak bach zrobiła.
Jednocześnie z nieudolnymi próbami chodzenia, rozwija się w niej zamiłowanie do motoryzacji (czy to kwestia tych targów na które je ciągniemy?;). W żłobku wczoraj jedną z atrakcji była wizyta na tarasie. A na tym tarasie autko. A w autku znalazła się Mimi. I tak była wożona w tym autku po tym tarasie. I taka szczęśliwa była, że razem z nią śmiał się cały świat.
No i fajnie.
Cytując koleżankę, "przede mną czas wielkiej formy" ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz