Za nami już 2 miesiące w żłobku. Niunia już przy pożegnaniu nie płacze, ba, nawet wyciąga rączki do cioć! Tylko w wózku rano zawsze jest FOCH.
Niunia jest oczywiście w żłobku gwiazdą.
Kilka razy zaliczyła już glebę (raz dotkliwie na klocek, który pewnie jakaś mała zołza jej podłożyła; podejrzewam że to ta co się kocha w Szymku, którego Niuńka podrywa), nauczyła się klaskać (również moimi rękoma o 6 nad ranem w niedzielę - ach jakie to było fascynujące oglądać jak mama klaska jak marionetka!) i kiwać się w rytm muzyki. Nie wiedzieć czemu, najbardziej lubi reggae (no dobra, wiem, ale nie powiem czemu).
Je wszystko, co dostanie (to jest podejrzane), śpi dłużej niż w domu (to jest jeszcze bardziej podejrzane) i wytrzymuje bez mamy i taty tyle godzin (a to to jest już podejrzane na maksa).
Jest czysta, uśmiechnięta, pogodna i standardowo co dwa tygodnie przeziębiona.
Jest też lubiana. Bo jak tu nie lubić Niuni, która po kiepskiej nocy otwiera oczy po 6 rano i namierzając mnie wzrokiem, śmieje się od ucha do ucha? Na tę jedną chwilę nawet zapominam ilu godzin nie przespałam.
No i swój status społeczny podniosła dostając swoje pierwsze, własne przezwisko w żłobku.
Mimi to właśnie ona. Urocze, prawda?:)
Ale ładnie:)
OdpowiedzUsuń