piątek, 6 lutego 2015

--- To nie jest post o dylematach (13.11.2014) ---

Od wczoraj nie mogę o tym zapomnieć.

Wczoraj wybraliśmy się na tour de ursynowskie żłobki. Obejrzeć, skonfrontować wizję z rzeczywistością, zdecydować jak ta opcja ma się do alternatywy jaką jest niania. Ale to nie jest post o dylematach.

W ostatnim żłobku spotkaliśmy rozbrykaną gromadę dzieciaków.
Zwariowane, szalone, szczęśliwe. Pokazywały mi i M. zabawki, umiejętności, testowały nasze bębenki uszne potężną dawką decybeli. Chaos z dobrą energią.

I pośród tej gromadki on. Niespełna półtoraroczny chłopiec o anielskich jasnych kręconych włosach, z umorusaną buzią i wielkimi oczami. W rączce ściskający tetrową pieluszkę, w ustach zaciskający biały smoczek. W przydużych spodniach, depcząc róg pieluszki, wyglądał jak niewinny aniołek.

Chłopiec stanął jak wryty wpatrując się w mojego M. Wyciągał rączki sygnalizując żeby go wziąć na ręce. M. skapitulował i wziął malca na ręce. Na malutkich usteczkach zagościł uśmiech. Chłopiec nie chciał bawić się z bandą zwariowanych malców, ewidentnie szukał bliskości.

Widok mnie zmroził. Spojrzeliśmy z M. na siebie bez słów. Z właściwą mi delikatnością z ust wyrwało się: „Pewnie jesteś podobny do jego ojca…”. Pani ciocia popatrzyła na nas smutno. Chłopiec stracił ojca…. Mały czuły gest mojego M. mógł pomóc chłopcu przywrócić uśmiech tylko na chwilę...

Patrzę na moją małą M. jak właśnie śpi. To mój aniołek. Za kilka miesięcy będziemy musiały na te kilka godzin dziennie się rozdzielić. Któraś z nas będzie musiała dojrzeć do tego szybciej. Niania, żłobek… czy ktoś da jej tyle miłości co ja i M.?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz