piątek, 6 lutego 2015

--- Jest noc, jest impreza (30.10.2014) ---

Niunia coraz sprawniej operuje nie tylko strunami głosowymi, ale także kończynami. Nie tylko w dzień, ale równie precyzyjnie używa ich w (prawie) całkowitej ciemności w nocy. Jeśli do tej pory wierzyłam, że niemowlęta nie są sprytne, to po dzisiejszej nocy gór już nie przeniosę, a nadzieja przespania całej nocy właśnie umarła jako ostatnia.

Taka sytuacja. Próbujemy zjeść obiad. Ja. Mąż. Niunia. Niunia tylko patrzy, bo jeszcze specjalnie zainteresowana zabieraniem nam czegokolwiek z talerza nie jest. Niunia siedzi na kolanach M. My jemy, a Niunia uderza z gracją po blacie stołu jakby grała na fortepianie z fabryki Steinway’a. Zjedliśmy i zapobiegawczo odsunęliśmy talerze na bezpieczną odległość od krawędzi stołu i (forte)pianistki. Dywagujemy o niebieskich migdałach, córa dalej gra. I nagle, w ułamku sekundy jak się nie wychyli, jak nie pacnie krawędzi talerza, a resztki sałatki jak nie polecą w zwolniooooonyyyyym teeeeeempieeeee na stóóóóółłłł…. I to by było na tyle w kwestii natychmiastowego sprzątania naczyń po obiedzie.

Niedawno były poranne koncerty wokalne. Gdybym wiedziała co czeka mnie później, wolałabym te tantryczne rytmy o 5 rano. Od dwóch nocy okolice godziny drugiej są diabelską porą. W pokoju Niuni zaczyna się szmer bezczelnie przeze mnie ignorowany z pokoju obok (z cyklu: jak zgłodnieje to usłyszę oblizywanie paluszków). Ale córka nie głodnieje, nie oblizuje paluszków, nie płacze i nie piszczy. Ona gra. Perfidnie paluszkami przesuwa po szczebelkach łóżeczka. Coraz głośniej i bardziej dosadnie. Ignoruję próbując być cichsza niż cisza. Ale koncert się nie kończy. Do perkusji dołączają się stópki w ekwilibrystycznej pozycji. Otóż Niunia podnosi je najwyżej jak umie aż dotknie panelu karuzelki, i wtedy dopiero zaczyna się koncert unplugged. Nie ma nienaciśniętego przycisku na karuzelce, nie ma niedotkniętego wokół szczebelka. Nie ma spania. Są oczy jak 5 złotych i diabelski uśmieszek. Pozycja do spania zmieniona o 180 stopni, głowa tam, gdzie wcześniej były nogi.

Smoczek? Zapomnij, teraz jest noc, jest impreza. Jedzenie? Później.

Ze zgrozą myślę o czasach kiedy będzie raczkować. Ze zgrozą myślę o moim porannym wizażu. Ze zgrozą myślę o tym, że bisom nie będzie końca. Ze zgrozą myślę o tym, że może zamiast żoną piłkarza, będzie artystką estradową….

Hm... tak więc…. dzień dobry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz