piątek, 6 lutego 2015

--- Ejkumejkum (17.10.2014) ---

Moja córka nauczyła się mówić. Po chińsku. Właściwie, to płynnie operuje dialektem tybetańskim. Przeciągłe głoski przypominają medytację. Cóż, niektórzy medytują w ciszy. W nocy. W skupieniu. Niunia medytuje rano. Bardzo rano. Między 5, a 6 rano każdego dnia słyszę z łóżeczka kontemplacyjny trans. A po transie monolog. Co będzie, gdy zmienimy czas na zimowy?

W miarę rozjaśniania się wnętrza pokoju spod przymkniętych powiek żaluzji, kontemplacyjne „mmmaaaaaaaaaaaaa” zamienia się w bardziej wyszukane głoski, sylaby i słowa. Słowa, z których wyróżnić możemy: „ej” odpowiadające mniej więcej pytaniu „no gdzie jesteście? nudzę się!”, „daj” czyli roszczeniowe „zjadłabym coś” oraz „ejkumejkum” co oznacza słodkie powitanie z misiem przytulanką.

Skopana kołderka leży w kącie łóżeczka. Skopany miś po powitaniu w kolejnym rogu. A kiedy biorę ją do siebie do łóżka z płonną nadzieją wspólnego zaśnięcia na jeszcze chociażby 30… 15… no dobra, chociaż 10 (!) minut, skopana ja jestem zmuszona na dobre rozpocząć dzień.

Kto rano wstaje… Ech, a nie mogła urodzić się o 7:54 a nie o 4:54? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz