piątek, 6 lutego 2015

--- Ej, ej, ej! (10.11.2014) ---

Ci, którzy mieli okazję poznać Niunię chyba potwierdzą, że jest dość… kontaktowa. Lustruje wzrokiem, uśmiecha się, gada po swojemu i za nic nie chce iść spać kiedy w salonie jest „impreza” (czytaj: grzeczne spotkania przy herbatce ze znajomymi).

Ale wczoraj to już przesadziła.

Długi spacer. Za długi, żeby objął czasowo drzemkę. Albo to drzemki już w tym wieku zbyt krótkie. Ostatni etap spaceru to hipermarket. Chcąc nie chcąc, trzeba było zrobić zapasy – te wszystkie kleiki, kaszki, słoiki, kaszki jaglane, orkiszowe, bio, eko i wszystko co jeszcze jest poza obszarem ogarniętym przez mój umysł w dziedzinie rozszerzania diety (etap: eko merchewka rozpoczęty).

Niunię nudzą takie rzeczy. Zaczyna się więc drzeć na cały sklep. Wtedy widzę te spojrzenia pełne dezaprobaty, ten wzrok sugerujący: ucisz to dziecko, te nieme pytania „a może jest głodna?” zadawane z potrzeby serca a przyprawiające każdą matkę o mimowolne otwarcie noża w kieszeni (oczywiście gdyby nóż w tej kieszeni był)…

No to z mężem uruchamiamy operację „Buda w dół, Mała siad”, czyli opuszczamy daszek gondoli, a Niunię sadzamy. Jak na pierwszy raz tej tajnej operacji, to Niunia była wniebowzięta.

Ja wybieram kaszki, mąż spaceruje z Małą. Ale Małej to nie wystarczyło. Musiała uśmiechać się do każdego kto zwrócił na nią uwagę… No ale to też jej nie wystarczyło… Niunia zaczęła krzyczeć do mijanych ludzi „Ej!”.

„Ej!”, „ej!”, „ej!”…

No i dziś będzie tylko eko marchewka… Znowu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz