czwartek, 26 lutego 2015
--- A capella ---
Niunia rozwija swój zasób słów w szaleńczym tempie. Jeszcze niedawno krzyczała tylko "Ej, ej, ej!", a ostatnio jej słownik obejmuje nowe słowne potwory.
Staje przy stoliku, pokazuje paluszkiem na gruszkę i jęczy "dadadadada" (bo Niunia bardzo lubi gruszki i jedzą je z tatą na spółę).
Słysząc muzykę w radiu która wprawia ją w sprężynujący taniec podśpiewuje "alalalalalala" (ciocie zachwycają się jej muzykalnością na zajęciach w żłobku).
Rano budzi się z uśmiechem na ustach i litanią "a ghi a ghi a ghi" (i tak non stop).
A ostatnio wzniosła się na wyżyny elokwencji intonując przy jakiejś okazji wzniosłe "Barboka!".
A ja czekam z takim utęsknieniem aż powie "mama". Szepczę jej do uszka, że ja-mama bardzo ją kocham i tulę. Rzucam te zgrabne sylaby od niechcenia przy każdej okazji, chwytając się pazernie nadziei, że może to dziś, może to ten dzień, kiedy serce mi urośnie i pęknę z dumy. I szczęścia.
Dwoję się, troję. Dogadzam. Dopieszczam. Tęsknię w pracy. Nocy nie przesypiam, z pracy niemalże biegnę do niej, by być jej tą najdroższą na świecie.
Ale Niunia uparta po mamie i swój charakterek ma.
I najczęściej, przy każdej okazji (niestety) peroruje patrząc mi bezczelnie w oczy "ta-ta"...
Kurtyna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz