Pierwszy dzień. Pierwsze 60 minut w przybytku rozwoju społecznego i edukacyjnego mojego dziecka. Stres jak przed pierwszym.....egzaminem na maturze. Pierwsze.... koty za płoty.
Nie było kurczowego trzymania się za nogę. Nie było rozdzierajacego serce krzyku "maaaaamaaaaaaamamama!!!". Nie było krwi i potu. Nie było nawet łez.
Był Staś, Tymek i Szymek. Było podrywanie Tymka. Za buty. Były nowe zabawki i ciocie. I Tymek z którym wymieniali się puzzlami. A może to był Szymek? Ale puzzle były na pewno puzzlami.
Były dziewczynki. Na spacerze były. I Oliwierek który wstał z drzemki. Ale się nie kolegował, bo był zaspany.
Było zwiedzanie sali zabaw, szarpanie wykładziny. Były piosenki dla dzieci. Było gwarno, kolorowo, jasno. Była Niunia i byłam ja.
Ale to dopiero początek. Nawet nie rozgrzewka. Więc nawet zakwasów nie mamy. Ale jest dobrze. Chyba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz