piątek, 6 lutego 2015

--- ….i ona mi mordkę z tą dynią ... (28.11.2014) ---

….i ona mi mordkę z tą dynią i ziemniakiem w tę moją bluzkę czystą, dzień wcześniej wypraną, wytarła… i wtedy wiedziałam, że dyni z ziemniakiem to Niunia nie lubi.

Dziś Niunia kończy pół roku. Mogę więc już legalnie rozszerzać dietę bez obaw że WHO, połowa polskich pediatrów i fanatyczki z forów internetowych okrzykną mnie matką wyrodną. Bo przecież jeszcze wczoraj układ trawienny się nie nadawał, a dziś już jak najbardziej.

Po pierwszych próbach z marchewką z której musiałam czyścić kuchnię, dynią którą z bluzki spierałam, kolejne warzywa szły trochę lepiej. Lepiej, to nie znaczy savoir vivre w krzesełku do karmienia, tylko jedzenie niewyplute, mina nieskwaszona i ogólnie tylko pół słoiczka które musiał zjeść tata, gdy na przygotowanie obiadu czasu mi nie zostało.

Przy okazji naturalnie BLW nam się wkrada pod strzechę. Ostatnio Niunia zagarnęła kromkę chleba tacie sprzed nosa. Wyjadła, przepraszam, wykruszyła środek (to miękkie) i było po zabawie.  Potem banana na deser w rączkę (bo gruszki nie chciała). Zjadła, nie zjadła, frajdę miała niesamowitą. Ale prawdziwą chęć rozszerzania diety przejawia w stosunku do opakowań płynów…

Najlepszą ostatnio zabawą jest zabawa puszką po piwie. Puszka opróżniona przez tatę, ale Niunia szuka tylko okazji żeby coś zlizać pokątnie. No to puszkę sterylizujemy i oddać Niuni musimy, bo dziki pisk na pół Ursynowa rozlega się wnet. A pacnąć puszkę jak fajnie, a ze stołu zwalić jak superowo, a w tatę rzucić jaka frajda… Wesoło jest.

Ale Niunię i pochwalić chcę (chociaż najnowsze modele macierzyństwa grzmią, żeby nie chwalić – buuu!). Do picia kubek niekapek kupiliśmy, wody w niego wlałam. Spodziewałam się miesięcznego kursu nauki. A ona tę butlę do buzi, jakby latami już żlopała… I może z nazwą „niekapek” mogłabym polemizować, to picie idzie jej naprawdę świetnie, aż uszka się jej trzęsą.

Zdolna ta moja Niunia. Po mamie chyba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz